Wieś Podkońce położona jest w zachodniej części gminy Rzeczniów i powiatu lipskiego oraz na południu województwa mazowieckiego.
Miejscowość ta od północnej strony graniczy ze wsią Płósy, od wschodniej ze wsią Rzechów-Kolonia, od południowej ze wsią Kaniosy. Natomiast od strony zachodniej ze wsią Maziarze Stare i Prędocin należącymi do gminy Iłża w powiecie radomskim.
Podkońce należą do parafii pod wezwaniem NMP Matki Kościoła w Pasztowej Woli w dekanacie iłżeckim, diecezji radomskiej.
Najbliższe miasta: Iłża, Starachowice, Lipsko, Ostrowiec Świętokrzyski, Radom.

sobota, 25 lutego 2017

Zauroczenia czyli obrona przed złymi oczami

Kolejny element dawnego życia na wsi

Ludzie zawsze pragnęli żyć w zdrowiu, szczęściu, pomyślności w każdej epoce, każdej warstwie społecznej bez względu na zasoby finansowe. Oczywiście ludziom zamożnym żyło się lepiej, ponieważ drobne straty rekompensował posiadany pieniądz. Natomiast wśród ludzi ubogich nawet niewielka strata była ogromną tragedią. Dlatego nie mogli sobie pozwolić na najmniejsze niepowodzenie. W chwilach zwątpienia, przerażenia korzystano z zabobonów, czarów, które miały być gwarancją upragnionego powodzenia. Zgodnie z wierzeniami ludowymi dobrze było się zabezpieczyć przed niepowodzeniami przestrzegając określonych zasad. 
Janka weszła do domu swego męża z dobrym posagiem: matka dała jej to, co się należało dziewczynie. Bo tak trzeba. Godnie. Ale oprócz posagu dostała na drogę wiele mądrych rad, jak ma być dobrą gospodynią. Matka zawsze mówiła do niej:
- Janka pamiętaj – w domu musi być zawsze święcona woda. I nie zaczynaj żadnej roboty
w piątek, boć to zły początek! Młoda kobieta miała nabitą głowę tymi mądrościami. Ale w duchu śmiała się, a na co mi one?
Mijały jej kolejne dni we wspólnym gospodarstwie, które prowadzili z mężem Maciejem. Aż pewnej wiosny na przednówku młodym zabrakło grosza. Trzeba było sprzedać trochę zboża. Pojawił się kupiec w domu. Janka przypomniała sobie znów matczyne napomnienia – nie trzeba sprzedawać zboża, ani zwierząt w domu. Jeśli taka konieczność nastąpi to należy ubrać parę ziarenek z odważonego zboża, ze świni lub krowy uskubać troszkę szczeciny, sierści. Z sadzonki kwiatka urwać kawałek listka lub korzonka w ukryciu przed biorącym. Kiedy jej ślubny targował się z kupcem, bo tak nakazywał zwyczaj, kobieta zastosowała się do rad matki. Zrobiła to tak, że ani kupiec, ani jej własny mąż tego nie zauważyli. Wstydziła się bardzo, że jest tak staroświecka, ale pomyślała tylko, a co mi szkodzi.
Innym razem odprawiła kupca, ponieważ tego dnia urodziło się cielątko od łaciatej i zgadnie przekazem matki nie wolno nic sprzedawać, kupować jednym słowem nie wolno wydawać pieniędzy z domu.
Dwa lat po ślubie Jance i Maciejowi urodziła się piękna dziewczynka. Sąsiadki po kolei przychodziły oglądać maleństwo. Po jakimś czasie dziecko zaczęło głośno płakać, było niespokojne, nawet nie chciało ssać pokarmu. I wtedy jej teściowa, która zaniepokojona całą sytuacją, stwierdziła:
- Chwaliły, chwaliły i zauroczyły. I splunęła mówiąc – na psa urok! Janka zaczęła się zastanawiać czemu „na psa urok”. Ale zaraz usłyszała, że teściowa pójdzie po babkę – dziecko trza nasmarować i uroki odczynić. Lecz zanim poszła po babkę… prawie jednym tchem przekazała Jance kolejne rady mówiąc:
- Moja babka tak zawsze mówiła do mnie i tero ty słuchoj, bo dwa razy powtarzać nie będę, jak ktoś rzuci urok to są trzy metody -  stare, ale skuteczne – najpierw nad urzekniętym, wystraszonym dzieckiem trzeba przelać jajko. A jak to nie pomoże to trza szmaciano „płacke” wywieźć za naszo wieś, abo rzucić do rzeki i nie oglądać się wracając do domu.
I trza zawsze mieć coś czerwonego, np. kokardę zawiązaną przy wózku z dzieckiem. A ty co…? Ni mos nic. – Zakończyła swoje gadanie.
Babka przyszła niebawem. Nad dzieckiem szeptała, smarowała go i razem z Janką wykapała maleństwo. Potem kazała dziecko nakarmić i położyć spać. Miało spokojnie dospać do rana,
a nazajutrz wszystko trzeba było powtórzyć. Dziecku przeszło jak ręką odjął. Janka pomyślała jak tu nie wierzyć starym radom babek. Podczas kolacji podzieliła się swoimi przemyśleniami z mężem. A on śmiejąc się stwierdził, że jego dziadek a potem ojciec też zawsze mu dawali stosowne rady. Odnosiły się one do handlowania.
A to, że nie należy wpuszczać do obory, chlewu osób ze złymi oczami, bo na pewno urok rzucą. A jak się na targu sprzeda krowę albo świnię  wskazane było wypić litkup. Szczególnie przy handlu końmi litkup był obowiązkowy.
Dziś już nikt chyba w takie gusła nie wierzy. Dawniej stanowiły one swoisty koloryt wsi. Bo – jak to mówią – lepiej dmuchać na zimne niż się sparzyć.
Mariola Kruk
 

Dymek: Czy wiesz że…
Urok do według dawnych wierzeń: czar, zaklęcie, siła magiczna, mogąca szkodzić, niekorzystnie wpłynąć na czyjeś losy. Człowiek szukał wtedy pomocy w magii ochronnej: w najprostszej „odpędzającej” zło modlitwie.
R. Hryń-Kuśmierek, Z. Śliwa, Encyklopedia tradycji polskich. Poznań 2004, s.113-114.
Opracowała Krystyna Wójtowicz

Powyższa praca opublikowana została w książce:
Kuferek pełen legend. Gmina Rzeczniów w  miejscowych opowieściach i przekazach
Rzeczniów 2016



6 komentarzy:

  1. Warto przy okazji przypomniec, ze jedna z ostatnich guslarek szeptunek w okolicach byla babunia Borcuchowo, mieszkala w Rzechowie Starym I byla starsza niz najsztarsi ludzie. Wiedza,ktora posiadla obserwujac ludzi I przyrode dawala Jej niesamowite przewage, swoista charyzme. Ludzie ja szanowali I szukali Jej rad. Odprawiala rowniez gusla przy mojej kolysce, bo bylem zauroczonym dzieckiem. Urok odczynila I przez wiele, wiele nie wierzylem w moc prostego ludu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Byl okoliczny zwyczaj zwiazany z jagodami. Jagody byly w lesie tzw,, dziolki'' przy Aleksandrowie, a maliny I jezyny w lesie przy Michalowie. Jagod nie wolno bylo zbierac 2 lipca, nie zrywano rowniez porzeczek na skup. To przynosilo nieszczescie, w domu legly sie myszy. Same jagody, maliny, porzeczki odganialy wszystkie choroby I uroki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Informacja bardzo interesująca, za którą serdecznie dziękuję. Nie słyszałam o takim zwyczaju i mocy tych owoców. U nas powszechnie było wiadomo, że leśne owoce można zbierać dopiero po św. Janie.
      MK

      Usuń
    2. Po sw. Janie mozna bylo sie kapac w sadzawce. Chodzilo sie tez do lasu po ziemie do doniczek I po paproc. Paproc byla potrzebna do domu, razem ze szparagusem do wiazanek. Kilka lisci paproci wkladano do siennikow razem ze sloma owsiana. Zrywano duzo ziol I kwiatow I je suszono. Byly to male bukieciki u powaly.

      Usuń
    3. Kolejna ciekawa wiadomość. Dziękuję!!! Również nie słyszałam o liściach paproci wkładanych do sienników i to ze słomą owsianą. Zapewne miały magiczną moc. Ciekawa jestem przed czym chroniły?

      Usuń
  3. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń