Oto kolejna praca jaka napłynęła na konkurs, pt.:
Jak to dawniej z wolnym czasem bywało
Spędzanie wolnego czasu kiedyś… Było po prostu pięknie!
25, 20, 15 lat temu – niby nie tak dawno a jednak często różnica w zachowaniach
ogromna.
Zacznę od zimy. Przede wszystkim słynne nasze
„górki” w Podkońcach. Kiedy była zawieja – śnieżyca, to dla dzieci i młodzieży
był to idealny moment. Tam chodziło się „mierzyć” zaspy. A było co! Droga w tym
miejscu znajduje się znacznie poniżej pól, z których podczas śnieżycy wiatr
zwiewa śnieg i zasypuje całkowicie trasę z Podkońc w kierunku Płós. Po takim
sprawdzaniu dokąd komu sięga zaspa śnieżna murowane było suszenie ubrań i butów.
Czasem trzeba było z krzykiem prosić o pomoc towarzysza zabaw – można było na
dobre utknąć w takim pionowym tunelu po skoku z położonego wyżej pola. Nie było
też kiedyś plastykowych jabłuszek do zjeżdżania z góry śniegu. Takie
współczesne zastępował worek foliowy po nawozie sztucznym, wypełniony sianem
bądź słomą i związany sznurkiem. Rzecz idealna do ślizgów!
A wiosna… pamiętam roztopy i ogromne kałuże i błoto
na drodze. Nie było wtedy asfaltu a rower był podstawowym środkiem lokomocji –
szczególnie do i ze szkoły. Trudno było pokonać momentami bardzo uciążliwe
koleiny błotne. Czasem trzeba było nawet pchać rower a jak wyglądały buty i
spodnie nie muszę pisać. Ale i to było czymś normalnym a czasem nawet takie
koleiny były celowo namierzane i pokonywane. Nawet, gdy obok było trochę sucho.
Młody rowerzysta musiał oczywiście sprawdzić swoje umiejętności i pokazać innym
na co go stać. Dzieci i młodzież często korzystali z rowerów i wspólnie
pokonywali wiele kilometrów. Pamiętam też jazdę na wrotkach, ale to już trochę
później. Był już asfalt na drodze z Podkońc w kierunku Płós.
Wiosną i latem pamiętam, jak na drodze (jeszcze
żużlowej) grupki dzieci bawiły się w klasy, chłopka, grały w siatkę (do tego
służyły bramy wjazdowe na podwórka), w gumę, w szczura (za pomocą skakanki).
Grały także w koszykówkę – za kosz służyło np. koło od roweru.
Jesienią… pamiętam wykopki i sprawdzanie celności z
różnej odległości za pomocą oczywiście ziemniaków i koszy, do których były
zbierane. Pamiętam grabienie liści w rowach i skakanie w ich stosy. Pamiętam
wspinaczki po drzewach, płotach, elementach konstrukcji stodół. Pamiętam też
akrobacje… skoki z pionowego bala pod dachem stodoły do „zopola” wypełnionego
sianem. Czasem udało się zrobić salto ;) Pamiętam zabawy w sklep a za pieniądze
służyły liście orzecha laskowego. Pamiętam też gry telewizyjne. To była nowość!
Klawiatura podpinana do telewizora, dżojstiki i gra w Pacmana, Bagitmana, czy
River Ride. Pamiętam też czarnobiałe telewizory i tylko program pierwszy i
drugi w telewizorze. Pamiętam „Teleranek”, „Ciuchcię” i „Klub Pana Rysia”. Ale
to było wszystko w małych dawkach. A telefony… Pamiętam ten jeden w całej wsi – stacjonarny u Pana Andrzeja Piątka. Stał w
korytarzu. To był chyba słynny Bratek albo raczej Aster – chyba kolor szary. I
ten sprężynkowy kabel łączący słuchawkę z aparatem. I koło do wybierania
numeru. Owszem, to nie dotyczy spędzania wolnego czasu, ale… jakaż była frajda
móc pójść popatrzeć i przyłożyć słuchawkę do ucha!
Kiedyś było dużo rozmów „oko w oko”, wspólnego
spędzania czasu. Nawet grając w grę telewizyjną. Coś takiego było rzadkością,
więc do dżojstika ustawiały się kolejki. Było inaczej. Teraz… telewizor, komputer,
telefon komórkowy (zawsze przy sobie!)… Nawet podczas spotkań. Nie tak dawno
idąc przez park obserwowałam ludzi. Różne grupki bądź pary. Siedzieli na
ławkach wzdłuż alejki bądź stali w pobliżu. Każdy trzymał w ręku telefon… pisał
coś, robił zdjęcie… wpatrzony był w ekran. A przecież tuż obok był towarzysz
bądź towarzysze właśnie tego wypadu do parku. Tak to przeważnie wygląda… Przerażająca
rzeczywistość – przede wszystkim wirtualna.
- mieszkanka
Podkońc -
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń