Działo się to w czasach, gdy większość ziem obecnie należących do Podkońc porastała nieprzebyta Puszcza Iłżecka. Z czasem ubywało drzew a przybywało ziemi pod uprawy dającej wyżywienie mieszkańcom wsi i zwierzętom domowym. Mimo karczowania puszczy blisko zabudowań pozostawała ciągle kępa gęstej wierzby. Ludzie wykorzystywali ją do wyrobu wiklinowych koszy na sieczkę, obrok, ziemniaki oraz na jajka, masło i inne produkty, które w każdy poniedziałek dostarczano na targ do Iłży odległej o 10 kilometrów. Również wyplatano niezbędne statki czyli wyposażenie do gospodarstwa domowego. Trwało to dość długo aż z wierzb pozostały jałowe konary. Ludzie stwierdzili, że już są ich zasoby wyczerpane, więc trzeba je usunąć aby pozyskać kolejny kawałek ziemi żywicielki. Męczyli się dość długo, ponieważ te prace wykonywano ręcznie za pomocą łopat, kilofów a tylko do wyciągnięcia okopanych konarów używano koni. Wreszcie po długich mozolnych robotach usunięto ostatnie korzenie wierzb. Duże zdziwienie wywołało to miejsce gdy w wyrobisko po drzewach napłynęła woda, która utrzymuje się do dnia dzisiejszego. Tym bardziej dziwne, gdyż na terenach gdzie w studniach do lustra wody jest ok. 20 – 40 metrów a grunty nie sprzyjają rozlewiskom wodnym. Ludzie twierdzili, że muszą tu działać jakieś moce nadprzyrodzone gdyż mimo upływających lat, nawet bardzo suchych, ciągle napełniony był wodą ten stawek - sadzawka. Dlatego nie mieli odwagi go zasypać ziemią, a że ciągle nie wysychał więc zaczęto nazywać go Wierzbkami. I tak ta nazwa Wierzbki, trudna do wymowy, została do dziś na pamiątkę po wyciętych wierzbach, których gałązki były długo użyteczne. We wsi życie toczyło się dalej a Wierzbki zmieniały przeznaczenie. Nadal pozostały mieszkaniem żabiej orkiestry ale były wodopojem, pralnią, kąpieliskiem, lodowiskiem. W lato i zimę wokół Wierzbek skupiały się dzieci i młodzież z całej wsi, mimo niezadowolenia właścicieli ziemi z sadzawką. Chwilami wszyscy czuli się jak nad morzem – „dużo” wody i ten piaszczysty brzeg – mini plaża w dwóch miejscach. Zimą Wierzbki przyciągały łyżwiarzy amatorów (łyżwy przykręcane do butów, które ciągle spadały jeśli w obcasie nie było specjalnego otworu). Na przedwiośniu wspaniała zabawa na krach lodu kończąca się nieplanowaną kąpielą.
Dziś Wierzbki powoli zarastają tatarakami, trawami wodnymi i znów wierzbą! Czyżby po długich latach matka natura upomniała się o swoje, o ten magiczny kawałek ziemi? Tylko smutny księżyc odbija swe oblicze w niewielkim, wolnym od porostów lustrze wody.
Wierzbki – część historii naszej wsi,
o której od pokoleń mówili nasi przodkowie.
Miejsce magiczne, ukochane przez młodzież i dzieci.
Największe od stuleci, pełne atrakcji,
"centrum rozrywki", uśpione jakby na chwilę,
do którego myślami wracamy w nastroju nostalgii.
Mariola Kruk
Zagadka wierszowana do tekstu autorstwa Sławomira Chmielewskiego:
Powyższa praca opublikowana została w książce:
A co się po latach stało:
mój przyjacielu młody,
jak to miejsce pomagało,
gdy we wsi nie było wody?
Dymek "Czy wiesz, że..." opracowała Krystyna Wójtowicz na podstawie artykułu J. Bulak, S. Nowakowski, W. Włoch - Zadrzewienia śródpolne - ważny element tradycyjnego rolnictwa na Żuławach Wiślanych:
różnego rodzaju zadrzewienia i zakrzewienia, miedze, murawy, przydroża i drobne zbiorniki wodne są pierwowzorem rolnictwa naturalnego. Za wielkiego innowatora w dziedzinie zadrzewiania uważany jest generał Dezydery Chłapowski, który w Wielkopolsce, począwszy od 1820 roku dokonał zalesień śródpolnych na ok. 10 tys. hektarów.
Powyższa praca opublikowana została w książce:
Kuferek pełen legend. Gmina Rzeczniów w
miejscowych opowieściach i przekazach
Rzeczniów 2016
Wierzbki - faktycznie to było cudowne miejsce:) Wspaniałe chwile spędzane w tym miejscu z rówieśnikami, które minęły bezpowrotnie. Szkoda:(
OdpowiedzUsuń